Rozmowa z autorkami książki poruszającej temat pedofilii

Niedawno na naszym rynku ukazała się odważna książka dla dorosłych do czytania z dziećmi. Odważna dlatego, że porusza problem pedofilii. W pewne letnie, gorące przedpołudnie Psotnik postanowił wypytać o „Rycerza Jana, królewnę Kasię i smoka” autorki, Lidkę Iwanowską-Szymańską oraz Nikę Jaworowską-Duchlińską. Przeczytajcie, czego się dowiedział 😊

Psotnik: Lidka, napisałaś pierwszą znaną mi książkę do czytania z dziećmi, poruszającą temat pedofilii. Skąd ten odważny pomysł?

Lidka: W 2018 roku odbyła się konferencja Koła Naukowego Baśni, Literatury Dziecięcej i Młodzieżowej i Fantastyki UW oraz Muzeum Książki Dziecięcej w Warszawie zatytułowana „Potworne narracje. Monstrualne imaginarium w literaturze dziecięcej, młodzieżowej i fantastycznej”. Badacze literatury omawiali w jej trakcie książki dla dzieci na tematy trudne, tematy tabu i treści straszne. Wymieniano tam bardzo różne pozycje z całego świata, między innymi książki dla dzieci o przemocy, wojnie, depresji czy emocjach, głównie autorów skandynawskich i z Europy Zachodniej. W pewnym momencie osoba z widowni wstała i zapytała, czy jest jakaś książka dla dzieci o pedofilii. Wszystkie mądre głowy zastanawiały się wówczas, czy taka książka istnieje, ale nikomu nie przyszedł do głowy żaden tytuł. Po konferencji wsiadłam do samochodu i już po drodze do domu miałam ułożoną tę historię.

Psotnik: Jak to możliwe, że tak automatycznie zareagowałaś, że od razu ułożyłaś w głowie tę opowieść?

Lidka: Jest to historia, która opisuje zdarzenia, jakie niestety miały miejsce dawno temu u mojej babci na wsi. W tej wsi, zupełnie zwyczajnej, wsi jak każda, były dziewczynki, chłopcy, dorośli, no i był pan Jan. Może się wydawać, że tworzyli typową, małą społeczność. Jednak czaiło się w niej zło, i o tym właśnie, między innymi, opowiada książka.

Psotnik: Miałaś opowieść od razu w głowie, a kiedy przelałaś ją na papier?

Lidka: Zaraz po konferencji, kiedy wpadłam do domu, zapowiedziałam rodzinie, że potrzebuję czasu tylko dla siebie i zamknęłam się w swoim gabinecie. Czułam, że muszę tę historie spisać, że to jest całe we mnie i muszę to z siebie przełożyć na ekran, na komputer.

Psotnik: To było w 2018? To co się wydarzyło, że tyle lat ta książka czekała na wydanie?

Lidka: Gdyby to było możliwe wydałabym ją od razu, wtedy w 2018 roku. Byłam przekonana, że skoro na polskim rynku nie ma takiej książki, to powinna się ona pojawić i im prędzej tym lepiej, zwłaszcza, że o temacie pedofilii mówiło się w Polsce coraz głośniej, coraz odważniej. Odezwałam się do wielu wydawców.

Psotnik: Jakie były reakcje na Twój tekst?

Lidka: Otrzymywałam głównie komentarze, że chociaż książka jest mocna i bardzo dobra, to jest to tekst, który się nie sprzeda, że nasze społeczeństwo nie jest na to gotowe, że nie wiadomo dla kogo książka właściwie jest.

Psotnik: O nie… I co zrobiłaś?

Lidka: Ha, ha, ha! Zwizualizowałam swój cel, jak doradziła mi sąsiadka zza płotu. Napisałam na kartce, „Wydać „Rycerza Jana, królewnę Kasię i smoka”” i przykleiłam notatkę na drzwiach piekarnika. Czułam, że to będzie kwestia czasu.

Postnik: To jak z tego piekarnika książka trafiła do księgarń?

Lidka: Po Szkole Mistrzów na UW, jedna z moich wykładowczyń, literaturoznawczyń, Żaneta Nalewajk, która znała tekst, zdecydowała się go opublikować w kwartalniku literackim Tekstulia. Miała taką możliwość i odwagę! Nie wiem, czy ktoś w ogóle ten tekst wówczas zauważył. Nie odbiło się to żadnym echem.

Psotnik: Skoro nie odbiło się to echem, jak w końcu doszło do wydania książki? Nie trzymaj mnie już w napięciu! 😊

Lidka: W pewnym momencie w moim życiu pojawiła się Nika, najwspanialsza! Kiedy napisałam „Opowieści z Miasta z Piasku”, zadzwoniłam do Niki, choć znałyśmy się tylko z mediów i miałyśmy wspólnych znajomych, z pytaniem czy zgodzi się namalować do nich ilustracje. Bohaterami dziecięcych opowiadań stały się piaseczyńskie rzeźby Józefa Wilkonia, które ożywają i przydarzają się im różne przygody. Ponieważ obie mieszkamy w okolicach Piaseczna uznałam, że Nika będzie idealną osobą do zilustrowania takiej książki. Ku mojemu zaskoczeniu Nika się zgodziła i tak powstały ilustracje do „Opowieści z Miasta z Piasku”.

Psotnik: Powstała Wasza wspólna książka „Opowieści z Miasta Piasku” i co było dalej?

Nika: Po premierze tej książki, Lidka dała mi inne swoje teksty do przeczytania, wśród nich był „Rycerz Jan, królewna Kasia i smok”. Od razu zwróciłam na niego uwagę, wywołał silne emocje, od razu wiedziałam, jak chcę to zilustrować. Szybko wspólnie doszłyśmy do wniosku, że tę historię w formie książki trzeba wydać. Po zilustrowaniu zaczęłyśmy szukać wydawcy, rozsyłałyśmy tekst z ilustracjami i informacjami od naszych znajomych, psychologów, pedagogów, literaturoznawców, co według nas wzmocniło przekaz. Jesteśmy w takim tyglu obyczajowym, gdzie wydawało się, że ta rękawica zostanie podjęta przez któregoś z wydawców. Ostatecznie zdecydowałyśmy o własnej ścieżce wydawniczej, a finalnie podjęła się tego Fundacja i Wydawnictwo FONT.

Psotnik: Temat nie wydawał ci się zbyt ciężki?

Nika: temat tak. Jest ciężki, traumatyczny. Podkreślamy podczas spotkań, że nasza książka to literacka opowieść o pewnym lecie na wsi. Interpretację historii pozostawiłyśmy czytelnikom zarówno w warstwie słowa i obrazu. W zależności kto po tę książkę sięgnie, inaczej ją odczyta, inne emocje w nim wywoła.

Psotnik: Jak ci się ją ilustrowało?

Nika: Tekst Lidki jest spójny, lapidarny, czytając widziałam obrazy. Pozornie oszczędny również w emocje, ale napięcie rośnie pomiędzy słowami. Myślę, że to jest właśnie kwestia emocji, że tak jak Lidka szybko ją napisała, tak ja ją bardzo szybko zilustrowałam. Ta historia wciąga, wsysa. Tekst jest dobry pod każdym względem i bardzo dobrze się go ilustrowało.

Psotnik: Teraz czujecie się współautorkami tej książki, prawda?

Lidka: Tak, jesteśmy jej współautorkami. Nika swoimi ilustracjami opowiedziała w książce własną historię. Moja historia o pedofilii została napisana w sposób wymuszający zdefiniowanie dziecku pojęć związanych z tym trudnym tematem. Zależało mi na tym, aby dorosły czuł się komfortowo w trakcie wspólnego czytania i dostosował język czy uszczegółowienie tematu zgodnie z własną i dziecka potrzebą. W tekście jest wiele niedopowiedzeń, wiele kwestii pozostaje nierozwiązanych, celowo brakuje w nim odpowiedzi. Nika swoimi obrazami dopowiada, wypełnia, buduje nastrój, wyzwala emocje. Ilekroć oglądałam ilustracje Niki na etapie składu, za każdym razem znajdowałam w nich coś nowego, coś zaskakującego. Przy okazji kolejnego przerzucania kartek, bo wydaje mi się, że warto przeczytać tę książkę nie jeden raz, do każdej ilustracji, tak jak do tekstu, można zadać nowe pytanie, o kolor, bohaterów, miejsce, o to na przykład dlaczego pan Jan na jednej ilustracji jest olbrzymi i dlaczego swoimi nogami depcze domki. W tekście i ilustracji pojawiają się sygnały tego, co ma się wydarzyć. Wszystko to razem oddziałuje na nas. Mam w książce swoje ulubione obrazy, mocno do mnie przemawiają. Myślę, że miłośnik ilustracji książkowej, miłośnik malarstwa Niki, również znajdzie tu swoje ulubione obrazy. Podkreślam jednak, że naszym głównym celem było zwrócenie uwagi na poważny problem, nadal niewystarczająco poruszany w polskim społeczeństwie.

Psotnik: Dla kogo jest ta książka?

Lidka: Bardzo wyraźnie napisałyśmy to na okładce. To jest książka dla dorosłych do czytania z dziećmi. Zależy na tym, żeby ta instrukcja dotarła do czytelników. Dla dorosłych, dla dorosłych z dziećmi, dla szczególnych dzieci. Warto zaznaczyć, że nie jest to książka terapeutyczna, nie jest to książka podręcznik i nie jest to książka instrukcja.

Psotnik: Czyli może być to książka dla dorosłych?

Lidka: Po spotkaniach autorskich już wiemy, że dorośli także znajdują w książce kawałek siebie, swoje przeżycia, emocje, wspomnienia. Coś z niej dla siebie biorą. Myślę, że jest to książka dla bardzo różnorodnego odbiorcy. Nie sądzę jednak, aby każde dziecko miało sięgać po nią samodzielnie. Uważam, że są takie dzieci, które wiedziałyby co z nią zrobić. Tak było w przypadku mojej córki. Kiedy czytałyśmy książkę, ona zadawała wiele pytań, dzięki którym mogłam z nią porozmawiać o pedofilii, o nietykalności cielesnej, o jej prawach. Chyba każdy rodzic staje w pewnym momencie przed wyzwaniem, jak rozmawiać na tematy tabu z dzieckiem? W domu mamy wiele książek. Kiedyś dbałam o to, by trudne książki w domu nie były w zasięgu najmłodszych dzieci, z obawy, że może je coś przestraszyć. A może mnie przestraszyć? W końcu zauważyłam, że nie tędy droga. Jeśli dziecko czegoś w książce nie rozumie, czegoś się boi, to zawsze przecież może o to zapytać. W przypadku „Rycerza Jana, królewny Kasi i smoku”, po pierwszym czytaniu i krótkiej ogólnej rozmowie, moja córka zostawiła mi na biurku karteczkę „Mamo przeczytaj ze mną rycerza Jana jeszcze raz, bo chcę o coś zapytać”. Usiadłyśmy, czytałyśmy, zadawała mi pytania, odpowiadałam, a kiedy stwierdziła, że już wszystko jasne powiedziała „dobra ta twoja książka i podobają mi się ilustracje Niki”.

Psotnik: Dlaczego to jest dla dorosłych do czytania z dziećmi?

Lidka: Dorosły, rodzic, nauczyciel czy psycholog najlepiej wie, czy może skonfrontować dziecko z taką treścią i z takimi obrazami. Joasia Piekarska, która poprowadziła jedno z naszych spotkań autorskich, bardzo ładnie powiedziała, że dla jednego dziecka przeczytanie takiej książki to jest opowiedzenie historii o wakacjach u babci, gdzie coś się wydarza. Nie do końca wiemy co. Być może takie dziecko w ogóle się tym nie zainteresuje, nie będzie pytało. Jeśli nigdy nie miało kontaktu z pedofilem, nie zauważy w treści ani w ilustracjach nic niepokojącego. Inne dziecko się zaciekawi, będzie chciało drążyć temat i wówczas osoba dorosła, najlepiej znająca to dziecko, powinna wiedzieć jak to opowiedzieć, co opowiedzieć, jakimi słowami, czy mówić o pedofilii czy o cielesności, o zakazie naruszania granic, zasadach, które powinny w społeczeństwie funkcjonować, zwłaszcza w relacjach pomiędzy dorosłym a dzieckiem, nawet między bliskim dorosłym a dzieckiem.

Psotnik: a w Polsce często wciąż brakuje otwartości w rozmowach z dziećmi, prawda?

Lidka: O, tak! W naszym kraju ludziom często się wydaje, że dziecko jest własnością rodzica. W związku z tym ten rodzic może sobie robić z dzieckiem co tylko chce. Człowiek postronny nie ma prawa się wtrącać, to nie jego sprawa. Dzieci często wysyłają dorosłym sygnały, ale oni je ignorują, nie słuchają, nie wierzą dzieciom.

Psotnik: Jak można to zmieniać?

Lidka: Rozmawiajmy. Wyposażmy dzieci w słowa, którymi będą w stanie konkretnie rozmawiać o tym, co się z nimi dzieje. Niech wiedzą co oznacza słowo pedofil czy pedofilia. Niech nie używają tych słów wyłącznie jako inwektyw, żeby kogoś obrazić, bez świadomości, co za nimi się kryje. Trudno jest dziecku, w którego życiu dzieje się coś złego, na przykład molestowanie ze strony pedofila, nazwać to, opisać, przekazać, jeśli nie ma zasobu słów, z którego może czerpać.

Nika: Dzięki temu relacja dzieci nie będzie obarczona błędami w komunikacji. Łatwiej będzie wychwycić coś, co może zaniepokoić. Gdy dziecko nie zna i nie używa pojęć lub używa nieadekwatnie, nie rozumiejąc, można coś przeoczyć, zbagatelizować.

Psotnik: Kto ostatecznie wydał tę książkę?

Lidka: FONT. Fundacja Otwartych na Twórczość, czyli kolejna odważna kobieta – Łucja Dudzińska. Nie trzeba było Łucji przekonywać. Nie zastanawiała się ani chwili, od razu powiedziała, że to jest bardzo ważna książka i że chce ją wydać.

Psotnik: Kiedy się wreszcie udało… cieszycie się? Było warto?

Nika: Czuję satysfakcję, bo po spotkaniach autorskich organizowanych wokół tej książki okazuje się, że ludzie nie boją się mówić o sprawach własnych i sprawach, które znają. Okazało się, że jest to książka, która otwiera. Podczas spotkań lub po, twarzą w twarz lub wysyłając wiadomość, ludzie chcą opowiedzieć swoją historię.

Psotnik: Doświadczyłyście takiego otwarcia, które was zaskoczyło?

Nika: Na początkowym etapie, gdy rozsyłałyśmy książkę (przed drukiem) do znajomych, to bliska mi osoba, którą znam od wielu lat, rozmawiamy o wszystkim, powiedziała o tym, co spotkało ją w dzieciństwie.

Psotnik: To niesamowite. A przecież to książka napisana bardzo prostym językiem. Czy w tym tkwi jej siła?

Lidka: „Rycerz Jan, królewna Kasia i smok” to książka napisana w konwencji baśniowej. Mamy rycerza, królewny i smoka, a zatem można by zakładać, że role bohaterów: dobrego, złego i niewinnego, są jasne. Niemniej jednak rycerz nie okazuje jest wyzwolicielem czy obrońcą, smok nie zostaje zgładzony ani nawet nie wiemy jak wygląda. Żadna z królewien nie staje się żoną rycerza. Prosty język, na poziomie dziecka, użyte w tekście niedopowiedzenia, powtórzenia, mają sprowokować młodego odbiorcę do zadawania pytań. Trzy tytułowe postacie to nie jedyni bohaterowie książki. Bohaterem jest również społeczność, w tym przypadku wiejska, która ma dużo do zrobienia, a jej zachowania mają ogromny wpływ. Kasia jest przysłowiową Kasią, to może być Grzesiek czy Tomek. Wiadomo przecież, że problem pedofili nie dotyczy wyłącznie dziewczynek. Wydaje mi się, że nie ma języka najlepszego do mówienia o pedofilii, a kiedy rozmawiamy z dziećmi, warto zacząć prostymi słowami.

Psotnik: Trudno jest zilustrować książkę o pedofilii. Jak zareagowałaś, gdy Nika przedstawiła ci swoje ilustracje do Twojego tekstu?

Lidka: Jestem szczęściarą. Dziękuję Nice, że zdecydowała się namalować ilustracje do książki i stać się jej współautorką. Widzę jak bardzo Nikę obchodzą różne sprawy, jak wiele chce zrobić i ile potrafi opowiedzieć swoimi pracami. Sądzę, że widać to w ilustracjach w „Rycerzu Janie, królewnie Kasi i smoku”. Podziwiam Niki wyczucie, fantazję, humor i pewność kolorów. Mam nadzieję, że czytelnicy również to zauważą, że znajdą w ilustracjach, a także w tekście, coś ważnego, coś swojego, jakiś fragment, historię, symbol.

Psotnik: A skoro jesteśmy przy symbolach…Dlaczego wyklejka jest w błękitne niezapominajki?

Nika: Wyklejkę przygotowałam na końcu. W tekście Lidki mowa jest o niebieskim trawniku przed domem pana Jana. Przyjęłam to jako ,,baśniowy fakt”, a nie metaforę. Dopiero wtedy Lidka uświadomiła mi, że to jest trawnik pełen niezapominajek. Niezapominajka jest symbolem dzieci zgubionych i nigdy nieodnalezionych. Różne fundacje na świecie związane z działalnością na rzecz dzieci nawiązują do tego symbolu.

Reklama

Posty powiązane

Zostaw komentarz