Marcin Kozioł w rozmowie z Psotnikiem

Marcin Kozioł w rozmowie z Psotnikiem, fot. Ewa Jezierska

Przeczytajcie co powiedział Marcin Kozioł w rozmowie z Psotnikiem 🙂

Z okazji premiery niesamowitej Bajki o bąkach i jednym trzmielu, Psotnik odwiedził Autora w jego klimatycznej, pełnej niespodzianek pracowni…

Psotnik: Jesteś autorem książek dla dzieci i młodzieży. Czy tak można określić Twoje zawodowe życie, czy pracujesz gdzieś jeszcze dodatkowo?

Marcin Kozioł: Tak, teraz zajmuję się już tylko pisaniem książek, ale wcześniej, przez wiele lat moja praca polegała na zarządzaniu mediami.

Psotnik: Jak zostałeś pisarzem?

Marcin Kozioł: Zawsze uwielbiałem literaturę dla młodych czytelników. Sięgałem po nią nawet wtedy, gdy byłem już dorosły. Kiedyś, zmieniając pracę, miałem aż trzy miesiące wolnego, więc postanowiłem wykorzystać ten czas i dla przyjemności napisać książkę dla młodzieży. Zatytułowałem ją „Skrzynia Władcy Piorunów”. Później znalazłem wydawcę, książka spodobała się, z czasem stała się nawet lekturą szkolną, a ja zacząłem pisać kolejne książki… Tak to się zaczęło.

Psotnik: Na czym polega praca pisarza? Nie tylko na pisaniu książek, prawda?

Marcin Kozioł: Oprócz pisania są spotkania autorskie. Pisarz najpierw pisze, a potem opowiada o tym, co napisał, i w ten sposób zachęca czytelników do czytania jego książek. Jedno bez drugiego nie istnieje. Tylko tak można w Polsce odnieść sukces pisarski.

Psotnik: A dużo masz spotkań autorskich?

Marcin Kozioł: Mnóstwo! Nie uwierzysz, ale około trzystu rocznie!

Psotnik: To nieprawdopodobnie dużo! Lubisz tę część swojej pracy?

Marcin Kozioł: Tak, uwielbiam kontakt z ludźmi. Co więcej… Uważam, że dzięki spotkaniom mam kontakt z młodym czytelnikiem, z odbiorcą moich książek, a dzięki temu mogę się dowiedzieć, na co mój odbiorca dobrze reaguje, które elementy wymyślonych przeze mnie historii mu się podobają, którzy bohaterowie go porywają, a którzy mniej. Warto słuchać czytelników, żeby tworzyć lepszą literaturę.

Psotnik: Ile książek napisałeś?

Marcin Kozioł: Około dwudziestu dla dzieci i młodzieży, ale oprócz tego trzy dla dorosłych, które napisałem, gdy byłem nastolatkiem.

Psotnik: Jak to?

Marcin Kozioł: Mój tata był pierwszym pokoleniem informatyków w Polsce. Gdy miałem siedem lat, pracował w kopalni na Śląsku i przynosił do domu wypożyczany z pracy komputer. Nauczył mnie programować. Później sam się nauczyłem programować w języku Amos na Amigach. Wieczorami wracałem do domu, po szkole robiłem swoje zadanie domowe, a potem siadałem do pisania książki.

Psotnik: Przyznaj się… Rodzice na pewno pomagali ci w pisaniu pierwszej książki?

Marcin Kozioł: Ha, ha, absolutnie nie! Pisałem ją w zupełnej tajemnicy przed wszystkimi, bo nie wiedziałam, co z tego będzie. Gdy była skończona, wysłałem ją do kilkunastu wydawnictw i ukazała się drukiem, a ponieważ była całkiem popularna, pojawiły się zamówienie na kolejne dwie książki… No i te książki stały się taką moją przepustką do Hogwartu.

Psotnik: Jak to do Hogwartu?

Marcin Kozioł: Jestem absolwentem szkockiej szkoły średniej Gordonstoun, która była pierwowzorem Hogwartu. Wiem, że J.K.Rowling przyjeżdżała do tej szkoły, by wszystko obserwować i na tym wzorze zbudowała wyobrażenie szkoły magii w serii o Harrym Potterze.

Psotnik: Jak znalazłeś się w tej szkole?

Marcin Kozioł: Dowiedziałem się, że istnieje Towarzystwo Szkół Zjednoczonego Świata, czyli organizacja, która przy współpracy z United World Colleges przyznaje Polakom stypendia, umożliwiające im ukończenie liceum za granicą.

Psotnik: … i powiedziałeś o niej rodzicom?

Marcin Kozioł: Rodzice nic nie wiedzieli, zgłosiłem się w tajemnicy. Nie chciałem ich denerwować. W pierwszym etapie wpłynęło przeszło tysiąc dwieście podań i dopiero gdy przeszedłem do drugiego etapu, w którym trzeba było stawić się na rozmowę kwalifikacyjną w Warszawie, poinformowałem rodziców.

Psotnik: I udało się?

Marcin Kozioł: Tak, między innymi dzięki tym książkom dla dorosłych. One były o programowaniu. Jako jeden z siedmiu Polaków dostałem stypendium. Każdy z nas pojechał do innej szkoły. Ja byłem pierwszym Polakiem w Gordonstoun w Szkocji.

Psotnik: Pojechałeś tam z zamiarem kształcenia się w naukach ścisłych?

Marcin Kozioł: Tak, taki miałem zamiar, ale na miejscu okazało się, że w tej szkole mają teatr, w którym jest dwóch fantastycznych reżyserów z Oksfordu i Johannesburga. I zamieniłem fizykę na teatr. Przez trzy godziny codziennie uczyłem się dramaturgii.

Psotnik: Cieszysz się z tej decyzji? Ostatecznie nie zostałeś przecież aktorem.

Marcin Kozioł: Tak, to była świetna decyzja. Dzięki temu doświadczeniu potrafię łączyć różne dziedziny. Dlatego w wielu moich książkach można znaleźć multimedialne dodatki, a na przykład w detektywistycznych historiach pojawiają się wątki i ciekawostki naukowe. Myślę, że dobrze zrobiłem, podejmując odważną decyzję, żeby nie ograniczać się do tylko jednego obszaru zainteresowań i połączyć zainteresowania humanistyczne z naukami ścisłymi.

Psotnik: Ale zaraz, zaraz… Czy ta szkoła to przypadkiem nie ta, w której uczy się brytyjska rodzina królewska?

Marcin Kozioł: Tak, to właśnie ta szkoła! Począwszy od nieżyjącego już księcia Filipa, który należał do pierwszego rocznika absolwentów Gordonstoun, przez księcia Karola, a teraz wnuki królowej Elżbiety.

Psotnik: Poznałeś osobiście jakiegoś księcia?

Marcin Kozioł: Chodziłem do klasy z najstarszym wnukiem królowej Elżbiety, Peterem. Codziennie mieliśmy wspólne zajęcia z biznesu, ale o tym, kim on jest, dowiedziałem się dość późno, gdy zobaczyłem jego zdjęcie na okładce jakiegoś tabloidu. W tej szkole nikt nie chwalił się swoim pochodzeniem ani majątkiem. Liczyło się tylko to, co sobą reprezentujesz jako młody człowiek.

Psotnik: A czy spotkałeś królową?

Marcin Kozioł: Owszem. Odwiedzała swoje wnuki. Akurat wtedy byłem w szkolnym szpitalu, do którego trafiało się nawet przy drobnym przeziębieniu. Nagle dostałem telefon od nauczyciela, że mnie wypisują, bo przyjeżdża królowa i mam przed nią wystąpić. Dostałem nawet główną rolę w tej spontanicznej inscenizacji.

Psotnik: Co się czuje, gdy na widowni siedzi królowa angielska?

Marcin Kozioł: Pamiętam, że podłoga została tak wypastowana na przyjazd królowej, że w trakcie przedstawienia, wpadłem w poślizg i o mało nie wpadłem w jej objęcia! Ochroniarze z miejsca się zaniepokoili, ale szybko zrozumieli, że całemu zamieszaniu była winna podłoga. Królowa powiedziała tylko serdecznym tonem, że nic się nie stało. Ten występ trwał chwilę, ale zapadł mi w pamięć na całe życie.

Psotnik: Twoje niezwykłe doświadczenie z nauki w Szkocji musiało mieć ogromny wpływ na Twoje życie. Czy została też z Tobą pasja do komputerów?

Marcin Kozioł: Pozostało we mnie uwielbienie dla pewnego twórcy, dla Sir Clive’a Sinclair’a, który niedawno zmarł. Ten człowiek zrewolucjonizował świat mikrokomputerów w latach osiemdziesiątych XX wieku, tworząc ZX Spectrum i wiele innych modeli. Mając siedem lat, po raz pierwszy miałem kontakt z komputerem, który wyszedł z pracowni tego genialnego wynalazcy i miłość do tych maszyn we mnie została. Od dwudziestu lat kolekcjonuję wszystko, co dotyczy wynalazków Sir Clive’a Sinclair’a. Tak rozpoczęła się moja kolekcja maszyn 8-bitowych, prowadzę rezerwat starego sprzętu komputerowego. Wszystkie moje komputery mają powyżej trzydziestu lat i wszystkie są sprawne! Mam pokaźną kolekcję, która liczy około stu pięćdziesięciu eksponatów. Grywam w stare gry komputerowe, żeby się zrelaksować.

Psotnik: Imponujące zbiory! Ale widzę też profesjonalnie wyglądające studio nagraniowe. Co tutaj powstaje?

Marcin Kozioł: To miejsce stworzyłem, gdy wybuchła pandemia, by organizować spotkania autorskie online. Dzięki temu sprzętowi podczas moich spotkań dzieją się zupełnie zaskakujące rzeczy. Takie wydarzenia online pod względem atrakcyjności mogą dorównać spotkaniom na żywo w szkołach i bibliotekach. Jest magicznie!

Psotnik: Czyli jak w Hogwarcie! Masz jeszcze jakieś hobby? Oprócz starych komputerów i czarowania?

Marcin Kozioł: Uwielbiam podróżować. Odwiedziłem dotychczas około sześćdziesięciu krajów. Część z moich podróży stała się inspiracją do napisania książek, szczególnie o Wombacie Maksymilianie.

Psotnik: Do księgarń właśnie trafiła twoja najnowsza książka, która ukazała się nakładem wydawnictwa nomen omen Bajka. To „Bajka o bąkach i jednym trzmielu”. Czy to również jest książka podróżnicza?

Marcin Kozioł: Jak najbardziej. Wcześniej opisywałem dalekie podróże i czytelnik poznawał daleki świat i obce kultury, a tu zachęcam do poznawania tego, co bliskie, ale też bardzo ciekawe. To nie jest typowa książka podróżnicza. Ktoś mógłby powiedzieć, że to komedia, książka przygodowa, do wspólnego czytania dla całej rodziny. Przygody bąków (i jednego trzmiela) dzieją się w miejscowościach, które istnieją naprawdę. W książce jest mapa, więc czytelnicy mogą wybrać się na wakacje do każdego z tych miejsc i sprawdzić, co ciekawego znajduje się Pupkowiźnie, Niemyje- Ząbkach, Leniach Wielkich czy Pszczółkach-Szerszeniach.

Psotnik: Przygody bąków kapitalnie odmalował Piotr Rychel. Jak wyglądała Wasza współpraca? Wyruszyliście – jak bąki – na wyprawę do Końca Świata?

Marcin Kozioł: Udało nam się w tej książce połączyć dwie wyobraźnie. Ilustrator dopytywał mnie o moją interpretację różnych rzeczy, wykorzystał moje słowa, ale również dodał swoją wrażliwość i wielkie poczucie humoru. Na przykład, pisząc „Bajkę o bąkach i jednym trzmielu” nie miałem pojęcia, że postać zwana Olkiem (bez nazwiska) ma niebieską mordkę, ale od kiedy zobaczyłem jego podobiznę, wiem, że Olek tak właśnie wygląda. Jestem zachwycony tym, co zrobił Piotr Rychel w tej książce.

Psotnik: To jest arcyzabawna książka, ale mam wrażenie, że ma też drugie dno.

Marcin Kozioł: Czytanie tej bajki ma być przede wszystkim świetną zabawą, wywoływać dużo śmiechu, a przy okazji przemycić wiedzę i informacje na temat ekologii i świata owadów. Mam nadzieję, że uważny czytelnik będzie się śmiał, ale też czasem zastanowi się i dojdzie do pewnych wniosków. Myślę, że to książka do czytania rodzinnego i że każdy, niezależnie od wieku, znajdzie w niej coś ważnego dla siebie.

Psotnik: Dziękuję za rozmowę.

Za zdjęcia dziękujemy Ewie Jezierskiej

Reklama

Posty powiązane

Comments (1)

Fantastyczna rozmowa. Wiele ciekawych rzeczy

Zostaw komentarz